piątek, 3 września 2010

Terviseks!

I stało się. Jadłem renifera.
Oczywiście bez poroża, tylko suche mięso w ziemniakach, z dodatkiem sosu żurawinowego, czyli renifer na słodko. I właściwie, to nic specjalnego. Nie zapraszam, i nie polecam, Grzegorz Szklarczuk.


A na dole zdjęcie z cyklu dziwne fińskie zwierzaki, tym razem spotkane na terenie placu zabaw. Myślę, że nasze koniki i rowerki, czy ewentualnie samochodziki zdecydowanie bardziej nadają się dla dzieci niż... TO.


A i od wczoraj mieszkam również z Laotańczykami. Palącymi laotańskie papierosy, przy mnie, biedaku niepalącym już od dwóch tygodni.

I co najważniejsze, byłem na uczelni na pierwszych zajęciach - "Introduction to Russian studies".
Poziom był żenujący, przelecieliśmy w ciągu dwóch godzin całą historię Rosji od powstania zalążków państwowości do Rewolucji Październikowej, pochyliliśmy się fachowo nad filozofią Marska (kiedy my zastanawialiśmy się jak najlepiej odpowiedzieć na pytanie "czym jest marksizm?" jeden z uczestników szybko zauważył - "hej, to coś z komunizmem". I na tym dyskusja się skończyła. Co więcej ocena z zajęć wystawiana jest na podstawie "dzienniczka nauk", w którym mamy opisywać nasze wrażenia, idee i przemyślenia, które twórczo zrodziły się w nas po wykładzie. Tragedia.

A wiecie jak jest "na zdrowie!" po estońsku? Terviseks! A jak Panna Migotka? Piripika.

3 komentarze: