wtorek, 30 listopada 2010

Zorza

Kiedy już straciłem nadzieję, że ją tu zobaczę zorza nadeszła niespodzianie wczoraj. Najpierw zauważyły ją Hiszpanki, które darły się i biegały po domu około trzeciej w nocy dnia poprzedniego, ale to w miarę normalne - one nie potrzebują zorzy by zachowywać się w ten sposób.

Później Aga zobaczyła słup światła bijący w niebo znad fabryki opon. Po następnych 30 minutach na telefonie wyświetliła się wiadomość od Adasia o treści:
Teraz jest zorza
 Ubrałem się w bluzę, polar, kurtkę, czapę, rękawiczki. Wyszedłem przed dom i...


...i wiem już teraz, że aparat znaleziony przez Sewcia, nie jest w stanie pokazać nawet skrawka zorzy, ale i tak uwielbiam go szczerze. 

Aparat Adasia uchwycił ją trochę lepiej, mimo to całkowicie zgadzam się z Łukaszem, który napisał:
"Zdjęcia nie mają się nijak do rzeczywistości, bo widok naprawdę zapiera dech w piersiach - zazwyczaj na tyle, że zamiast zrobić zdjęcie gapię się z rozwartą paszczą na mknące po niebie zielone fale, czasem zmieniające kolor na biały czy różowy."
Tylko, że u nas nie były to fale, ale raczej czerwone, pomarańczowe, lub żółte drgające słupy światła.
Wszystkie zdjęcia poniżej zrobił Adaś. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz