środa, 29 września 2010

Nauka fińskiego cz. 3, czyli Jane Ahonen

Nigdy nie wątpiłem, że słynny skoczek narciarski, Jane Ahonen jest mężczyzną,  w końcu można znaleźć go na serwisie ciacha.net, no może jedynie raz się zawachałem po obejrzeniu tego zdjęcia:

Jednak czytanka o Tarzanie z naszej książki do fińskiego otworzyła mi oczy. Otóż imię kochanki króla małp nie czyta się tak jak w Polsce [Dżejn], ale właśnie Jane, takie samo Jane jakim raczono nas podczas oglądania skoków na TVP1 w trakcie jedzenia obiadu.
Niezwykłe.

Kolejna ciekawostka z czytanki o Tarzanie, z cyklu jak podrywać dziewczęta:
Jane: Ładnie tu.
Tarzan: To ty jesteś ładna.
Jane: A Ty przystojny.

wtorek, 28 września 2010

Gościmy Madeja i Bogienkę

Jak widać Krzysiek dobrze się bawi, grając w ping-ponga i pływając w jeziorze o temperaturze jednego stopnia Celsjusza.

A Aga oprowadza Bognę po mieście:
i tak to wszystko mniej więcej wygląda. A jednak nie wszystko, na deser Madej ubrany pod kolor kubka co by lepiej smakowało:

Nikt nie chce zabrać go na powrót do kraju?

Sztokholm

Wiele można zobaczyć w Sztokholmie, nawet jeżeli spędza się tam tylko jeden dzień, a właściwie czternaście godzin pomiędzy wpłynięciem promu do portu o 6:30 a wieczorną odprawą. Najlepszy jednak był czerwony, wszędobylski koń... ale o tym później.

tajemniczy obiekt
Prom linii "Viking Line", o nazwie Izabella przypominał wielkie, pływające Tesco. Przewidziano na nim nawet specjalną ogromną "kuwetę" dla psów mających ochotę załatwić się na pokładzie tego ogromnego składu przecenionych alkoholi. Zajmowaliśmy kajutę na samym dole, pod samochodami, tirami i ogólnym przepychem w czym przypominaliśmy nieco Leo DiCaprio w Titanicu. Patrząc przez, a raczej na okno wciąż mogliśmy podziwiać piękne niebo i... sami zresztą zobaczcie bo nie mam pojęcia co to jest.


Rankiem Sztokholm od strony portu wygląda naprawdę pięknie... nie zmieniało to jednak faktu, że podstawową potrzebą poranną oprócz mycia zębów i ewentualnie buzi jest wypicie kawy. I tu pierwsza niespodzianka z serii szok kulturowy - siedząc w knajpce cały czas można obserwować kuchnię. I było tak w każdej restauracji, do której zajrzeliśmy.

Po śniadaniu zaczęliśmy zwiedzanie miasta, o godzinie 7:30. I tu miał pojawić się długi wpis o Sztokholmie, ale ostatnio zupełnie nie mam czasu, więc ograniczam się do pary ciekawostek:



1. Suweniry - większość jest związana z parą królewską, lub wspomnianym wcześniej koniem. Oczywiście znaczna liczba pamiątek jest niesamowicie obrzydliwa:


2. Po prostu, teraz Polska








3. Elegancki koszyczek na odpadki w lodziarni






4. Muzeum Waza - w którym jak wspomniałem znajduje się tak naprawdę tylko jeden eksponat - gigantyczny, siedemnastowieczny okręt wojenny. I robi naprawdę ogromne wrażenie, nawet na ludziach z naszej epoki a co dopiero na powiedzmy rybakach z tamtych czasów.

czwartek, 23 września 2010

Mecz hokeja czyli "Kiitos Tappara"

VS.

Tampere Tappara po pierwszej tercji meczu przegrywało z Lukko 2:0 a styl gry przypominał piłkarskie pojedynki naszej reprezentacji piłkarskiej z Kamerunem.

Jednak Topory z Tampere (swoją drogą ktoś musiał długo myśleć nad taką nazwą, Wrony z Wrocławia też brzmią nieźle) wygrały spotkanie 6:2. Być może stało się tak w myśl zasady wypisanej na plecach tutejszych sędziów - "fair pay".

Były bójki, faule, i mnóstwo goli... a mimo to kibice pozostawali dość niemrawi, jedynie starzec na wózku tuż za nami darł się monotonnym głosem "Tappara, Tappara" i na koniec kiedy już było wiadomo, że miejscowa drużyna wygra tym samym tonem krzyczał "Kiitos (dziękuję) Tappara". Był jednak wyraźnie niezadowolony, że wokół niego posadzono 70 nieobeznanych z hokejem obcokrajowców.



W następnym meczu Topory zmierzą się z Pelikanami... niestety na wyjeździe.

P.S A w kosza Tampere jest mistrzem Finlandii!

poniedziałek, 20 września 2010

Oto nadchodzi Madej...

... z języczkiem uwagi, walizką jedzenia od mojej mamy, maszynką do włosów, padem i porcją dziwacznych kawałów. Dziś, 20.09 o godzinie 18:00 wylądował w Finlandii. Około 23:30 opowiedział nam ten dowcip:

W nocy do domu pewnej rodziny puka facet i mówi:
- Panie, popchnij mnie.
- Zwariowałeś pan, noc, śpię, nie ma takiej możliwości, zadzwoń pan po pomoc drogową.
Mężczyzna wraca do łóżka, na co żona mówi:
- Weź, Staszek, trzeba być człowiekiem, a jakby nam, tak w nocy się samochód zepsuł, idź mu pomóż.
Mąż zszedł na dół i od bramy woła:
- Panie, gdzie pan jesteś?
Z bliska dochodzi go cichy głos:
- Tu, na huśtawce.

Jutro zamieszczę relację z wizyty w Sztokholmie, w tym o muzeum Waza, w którym znajduje się praktycznie tylko jeden eksponat a na polskiej ulotce wiek XVII zapisano tak: "xvii".

środa, 15 września 2010

Nauka fińskiego cz.2, a tak naprawdę to chwalę się że...

Tupakka - mimo wszelkiego podobieństwa nie jest to fiński odpowiednik 2Paca.
Słówko to oznacza papierosy, których nie palę już od... trzech tygodni!

Wracając jednak do muzyki, na lekcji fińskiego poznaliśmy pierwszą piosenkę z tego deszczowo-wietrzno-zimnego kraju o dźwięcznym tytule Hän co może oznaczać zarówno mężczyznę jak i kobietę, jego jak i ją. Ponoć w tym przypadku zdecydowanie chodzi o dziewczynę.

Wykonawca troszkę przypomina Krzysztofa Krawczyka (ta kurtka), a trochę Ryszarda Rynkowskiego (zakola już poważnie atakują jego czaszkę), więc nic dziwnego że pan Karjalainen musi si e tu znaleźć:

poniedziałek, 13 września 2010

Sauna

W saunie nie jest ciepło, nie jest nawet gorąco - jest cholernie gorąco. Zaraz po pchnięciu grubych drewnianych drzwi uderza cię fala ciepła, powoli wdrapujesz się na najwyższą, a zarazem najgorętszą ławę - siedzenie na dwóch niższych jest źle widziane. Początkowo czujesz się fatalnie, nie możesz oddychać, gdyż przy każdym łyku powietrza do twojego gardła wpada żarzące się powietrze, które spływa do płuc niczym najgorszy papieros. Nagle słyszysz syk wody polanej na ułożone w kącie węgle. Stary, lecz wciąż znakomicie zbudowany Fin z uśmiechem obserwuje reakcje obcokrajowców na szybko zwiększające się gorąco. Każdy kolejny syk wody oznacza wzrost temperatury. Pot oblewa już całe twoje ciało, zalewa oczy i zlepia włosy w ciężkie strąki. Czas wyjść. Na chwiejnych nogach schodzisz w dół, z trudem popychasz drzwi i w końcu, w końcu wychodzisz z tego piekła wprost na dwór i zmierzasz w kierunku położonego pięć metrów dalej ogromnego jeziora. Temperatura powietrza to 14 stopni, wody... lepiej nie sprawdzać bo właśnie szybko wchodzi się do niej po metalowych schodkach, skacze wprzód i zaczyna płynąć, aby tylko nie stać w miejscu i nie marznąć. Niedawno jeszcze parujące ciało robi się zimne, to znak że można wyjść z wody, usiąść na przed sauną i wypić estońskie piwko o dziwnej nazwie "Ale Coq". I tak z dziesięć razy w kółko Macieju.


Tak mniej więcej można opisać wrażenia z pierwszego pobytu w saunie. Ta, którą odwiedziłem, nazywa się Rauhaniemen i została założona w 1929 roku. Tutaj można zobaczyć archiwalne zdjęcia.

Wszyscy stali bywalcy tego przybytku to wielkie chłopy, cały czas śmiesznie ubrane w zimowe czapki, które noszą zarówno w saunie jak i w wodzie.

Ja odwiedziłem saunę w taką pogodę:



Teraz już tylko czekam na taką:


sobota, 11 września 2010

Jan Miodek w Finlandii

Ciekawe przede wszystkim dla specjalizacji nauczycielskiej z polonistyki. Pośród wyprzedawanych z biblioteki książek o dziwacznych treściach i cenie 1 euro, można znaleźć pozycję "Poland on politics, culture, literature and education" napisaną przez Marje Leinonen i... Dorotę Michułkę!
W środku można znaleźć artykuły napisane przez nie byle kogo bo Bednarka, Dąbrowską, no i oczywiście Miodka, który z tyłu książki został znakomicie przedstawiony fińskim studentom:


Najlepszy jest program "Professor Miodek talks".

Jako gratis lampy z tutejszych klubów:

czwartek, 9 września 2010

Nauka fińskiego cz.1

Kto by pomyślał, że słowny kolos w rodzaju "linjaatopysakki" to zwykły przystanek autobusowy, a "persoonapronominit" to odmiana przez osoby "to be", z którą jak wiadomo problemy miał młody Miauczyński.

Co więcej, któż wpadłby na to, że istnieje język w którym nie istnieje podział na płci i słowa na literę "z" inne od Zorro.

Pierwszym wyrazem w tym podręcznym słowniczku będzie, jak dla mnie ważne przecież słówko - pies (zwroty typu jak pies itp.)

Koira - pies

Drugie równie istotne zwierze w moim języku słowo to oczywiście małpa:

Apina - małpa

A na koniec ważne dla każdego "na zdrowie!"

Kippis - na zdrowie

I jedno zdanie - "Mika sun nimi on?" - Jak się nazywasz (książę)?

Ale nie samym fińskim żyje człowiek, więc żeby pochwalić się rozległą wiedzą którą zdobywamy na Russian 20th century visual art, obraz Michaiła Wrubla, po angielsku Mikhaila Vrubla, lub po prostu Michała Wróbla:

Siedzący demon, 1890 rok.

środa, 8 września 2010

Piwosz cz.2

Michał dopomina się informacji o piwkach, więc przedstawiam krótki rejestr tego co żeśmy tutaj wypili w kolejności od najgorszego do najlepszego:

1. Lapin Kulta - 4,5% - po polsku Złoto Laponii, najlepsze jak dla mnie tutejsze piwko, ale i drogie. W Polsce to i tak odpowiednik, powiedzmy Lecha. Choć reklama znacznie bardziej pomysłowa niż "Zimny Lech" - http://www.youtube.com/watch?v=aI2Kkt54CmI

2. Karhu III - 4,6% - opisywane już piwo z niedźwiadkiem na puszce dostępnej też w nietypowym litrowym rozmiarze. Smaczne i w rozsądnej cenie. Co najważniejsze posiada najdziwniejszą reklamę na świecie:



3. Kalja - jeśli dobrze pamiętam nazwę, zawsze rozpoznaję po rysunku szabelki, najlepsze z najtańszych i najczęściej przez nas kupowane.
4. Nobelaner, Olvi, Grafenwalder - wszystkie 4,5% i podobny opis - ujdą.
5. Finkbrau - dostępny w opcji 0,5%, 2,8%, co mówi samo za siebie, że piwko jest złe.
6. Cider - piwo o posmaku gazowanego jabola, lub szampana z ósmego tłoczenia, które tutejsze panie piją tak jak nasze Redsa lub Desperadosa.

Reszty wypitych piwek nie wprowadziłem jeszcze do rejestru. Na pewno do kraju przywiozę litrowe Miśki! Rozmiar zdumiewający biorąc pod uwagę, że objętość reszty browarów to 250ml.

sobota, 4 września 2010

Ale Pupi

Puby, kluby i piwiarnie to niezwykle ważne miejsca dla każdego miasta. W Tampere są dość dziwaczne, już sam fakt, że nie unoszą się w nich gęste kłęby dymu odróżnia je od ich wrocławskich odpowiedników. Śmieszny widok stanowi grupka palaczy marznących przed drzwiami klubu.

Jak krótko opisać wizytę w klubie Ruma? Tanie piwo, różnokolorowe kible wiszące przy suficie w roli lamp i my, siedzący we wnęce stylizowanej na saunę.

Jednak naprawdę jak w domu (czyt. jak w Impressie) poczułem się w "Ale pupi". Tajemnicza nazwa kojarząca się Polakom jednoznacznie z "Ale pupa" oznacza po fińsku... "bar piwny", na tyle jednak znany, że posiada własną stronę internetową a oddział z Kuopio założył fanklub na facebooku liczący obecnie 278 członków.

W "Ale pupi" znaleźć można z całą pewnością:
- Mocno pijanych Finów, głównie w przedziale wiekowym 55 <
- Ochroniarza niczym z irlandzkich filmów (chudzielec, w bluzie Lonsdale, skórzanej kurtce i obcisłych jeansach. Oczywiście z wytatuowaną dłonią i tatuażem - naszyjnikiem.
- karaoke - fińskie melodie niezwykle przypominają piosenki śpiewane na polskich imprezach tego typu, tylko słowa, nieco dłuższe i trudniejsze.
- łazienkę, w której wypełnionym do połowy zlewie chłodzi się ćwiarteczka wódki.
- śmieszne kufle, nawet nie potrafię ich opisać, postaram się wkleić później jakieś zdjęcie.

Oto jest On (tym razem nie Karl Malone)



piątek, 3 września 2010

Być jak Adam Małysz

Wokół mojego akademika znajduje się wiele obiektów sportowych: boisko do siatki, do nogi, do kosza z dwujęzyczną informacją, że grać na nim można tylko w godzinach od 6 do 22, a 10 minut drogi od mieszkania stoi... no właśnie.

Nie dziwię się już, że Janne Ahonen, Matti Hautamaki i brat jego Jusii, Risto Jussilainen i pozostałych 90 skoczków narciarskich, których podaje wikipedia urodziło się właśnie w Finlandii,
gdy na przedmieściach Tampere stoi ten oto obiekt:




















Lekko zniszczona, zardzewiała skocznia, umieszczona pośród szumiącego pod wpływem porywistego i zimnego wiatru lasu wydaje się lekko przerażająca. Wokół, zamiast śniegu znanego nam z relacji telewizyjnych ze skoków Adama Małysza oglądanych podczas niedzielnych obiadów, rozpościerają się potężne połacie wszelkiego rodzaju chwastów i krzaków. Ogólnie obiekty zimowe obserwowane podczas innych pór roku sprawiają przykre wrażenie. Atmosfera niczym z powieści Kinga.

Terviseks!

I stało się. Jadłem renifera.
Oczywiście bez poroża, tylko suche mięso w ziemniakach, z dodatkiem sosu żurawinowego, czyli renifer na słodko. I właściwie, to nic specjalnego. Nie zapraszam, i nie polecam, Grzegorz Szklarczuk.


A na dole zdjęcie z cyklu dziwne fińskie zwierzaki, tym razem spotkane na terenie placu zabaw. Myślę, że nasze koniki i rowerki, czy ewentualnie samochodziki zdecydowanie bardziej nadają się dla dzieci niż... TO.


A i od wczoraj mieszkam również z Laotańczykami. Palącymi laotańskie papierosy, przy mnie, biedaku niepalącym już od dwóch tygodni.

I co najważniejsze, byłem na uczelni na pierwszych zajęciach - "Introduction to Russian studies".
Poziom był żenujący, przelecieliśmy w ciągu dwóch godzin całą historię Rosji od powstania zalążków państwowości do Rewolucji Październikowej, pochyliliśmy się fachowo nad filozofią Marska (kiedy my zastanawialiśmy się jak najlepiej odpowiedzieć na pytanie "czym jest marksizm?" jeden z uczestników szybko zauważył - "hej, to coś z komunizmem". I na tym dyskusja się skończyła. Co więcej ocena z zajęć wystawiana jest na podstawie "dzienniczka nauk", w którym mamy opisywać nasze wrażenia, idee i przemyślenia, które twórczo zrodziły się w nas po wykładzie. Tragedia.

A wiecie jak jest "na zdrowie!" po estońsku? Terviseks! A jak Panna Migotka? Piripika.