Przez ostatni czas przy komputerze zajmowałem się jedynie pisaniem o siedemnastowiecznych konfliktach Polsko - Szwedzkich w języku angielskim, więc nie dziwcie się, że nic nowego się tu nie pojawiło.
Ale jest i tu o czym pisać (szczęśliwie po polsku) bo przecież równo tydzień temu wyjechaliśmy do Estonii - do kraju powszechnej szczęśliwości, smacznego piwa, tanich posiłków, marcepanu, grzańca i paskudnej pogody.
Po pierwsze jednak, po długich latach odnalazłem w sklepie sportowym w Tartu ślad byłego koszykarza Śląska Wrocław w postaci jego sporej wielkości zdjęcia z podpisem. Z sezonu 2003 - 2004 zapamiętałem go jako chudego białasa, z przydługawymi włosami, który niczym szczególnym się nie wyróżniał oprócz solidnego rzutu za trzy. Okazało się, że ten facet po przygodzie z polską koszykówką trzy razy wygrał ligę estońską reprezentując barwy Tartu Rocks. O kim mowa? Dla ułatwienia dodam, że ten zawodnik to nie Robert Skibniewski i na szczęście nie jest rudy.
Byliśmy też w pubie, którego właściciel w swoim życiu wpadł na wiele dobrych pomysłów. Po pierwsze otworzył knajpę w dawnej składnicy prochu wybudowanej w 1778, którą obecnie reklamuje się jako najwyższy pub na świecie. Ponadto sprzedaje piwo tylko w dwóch wariantach opisanych w Menu jako: damski- 0,5 litra i męski podawany w litrowych kuflach. Nie koniec jednak na tym, stali bywalcy tego miejsca mogą taki kufelek nabyć na własność i wygrawerować na nim swoje imię i nazwisko, następnie taki piwny dzbanek wiesza się na jednym z kołków umocowanych wokół baru, który czeka tam niczym wierny pies na kolejną wizytę swojego właściciela. Takie kufle posiada cała wspomniana wcześniej drużyna koszykarska z Tartu, która celebruje w tym miejscu swoje zwycięstwa. Trzeba przyznać, że zapewne godnie celebruje. Zapomniałem dodać, że cena kieliszka wódki w
Gunpowder Cellar to 65 eurocentów, a kelnerki posiadają pradawną germańską umiejętność trzymania trzech wielkich kufli w jednej ręce. Jednym słowem, zapraszam i polecam, Grzegorz Szklarczuk.
Pozostając przy temacie zapraszania i polecania trzeba wspomnieć o typowo Estońskim przysmaku nazywanym kohuke. Nie wiem do końca z czego robią te słodycze, ale jest to cholernie smaczne, jeszcze bardziej zapychające a w środku zawiera pewien rodzaj sera.